Siedemnastoletnia Vumilia Makoye je właśnie kolację, gdy dobiega ją
hałas tuż za oknem. Matka Vumilii, Jeme, natychmiast rzuca się do drzwi,
by je zablokować. Za późno. Dwóch mężczyzn z maczetami wpada do środka.
Powalają i katują Jeme do utraty przytomności na oczach przerażonej
córki. Potem rzucają się na dziewczynę. Przewracają ją na ziemię i
zadzierają spódnicę. Ale tym razem nie chodzi o gwałt. Mężczyźni
odcinają Vumilii nogi powyżej kolan. Potem jeszcze piersi. Odcięte
części ciała wrzucają do worka i znikają w mroku. Gdy Jeme dochodzi do
siebie, biegnie po pomoc. Ale jest za późno. Vumilia wykrwawia się na
śmierć, dzieląc los dziesiątek albinosów w Afryce.
Pod słońcem Afryki
Albinotyzm wywołany jest genem recesywnym, którego nosicielem jest co
70. człowiek na ziemi. Jednak do choroby zwanej także bielactwem, która
objawia się brakiem pigmentu – melaniny dochodzi znacznie rzadziej.
Średnio na świecie albinos rodzi się raz na 20 tysięcy narodzin. Jednak w
Afryce częstotliwość występowania choroby jest dużo większa.
Przekazicielem feralnego genu może być zarówno matka, jak i ojciec.
Zdarza się więc, że czarni rodzice mają białe dziecko. Albinosi mają
białą skórę, jasne włosy i czerwone tęczówki, przez które przebijają
naczynia krwionośne.
Każdy kontakt z promieniami ultrafioletowymi grozi poważnym poparzeniem
skóry. Chodzenie bez ciemnych okularów – ślepotą. Albinosi mają więc
ciężko pod każdą szerokością geograficzną. Ale w subsaharyjskiej Afryce,
gdzie słońce pali niemiłosiernie przez okrągły rok, ich życie jest
koszmarem. W takich krajach, jak Tanzania, Zambia, Kongo, Kamerun czy
Nigeria, większość z nich w dzień w ogóle nie wychodzi z domów.
Problemem staje się dotarcie do szkoły, pracy. Zresztą słaby wzrok
uniemożliwia naukę i osiąganie dobrych wyników. Zdobycie wykształcenia
jest więc ogromnym problemem. Tak było z Vumilią. Musiała przerwać
naukę. Po długich poszukiwaniach udało się jej zdobyć pracę w
supermarkecie, gdzie sprzedawała orzeszki za dwa dolary tygodniowo.
Pracować jednak trzeba. Albinosi w Afryce rzadko dożywają 30. roku
życia. Większość umiera na raka skóry. W jedynym w kraju szpitalu
onkologicznym w stolicy Dar es Salaam brakuje łóżek. Chorzy koczują pod
drzewami poza szpitalem.
Wiara w czarną magię
Gorsza od słońca w Afryce jest jednak wiara w czarną magię. Władze kraju
i misjonarze walczą z zabobonami. Ale wykorzenienie ich graniczy z
cudem. Rzadko który Afrykanin w tym biednym rejonie świata rozumie, że
bielactwo to choroba. Narodziny dziecka albinotycznego traktuje się jak
klątwę. Albinos to zwiastun nieszczęścia, owoc związku czarnej kobiety z
demonem, człowiek-duch o niezwykłych mocach. Niektórzy Afrykańczycy
wierzą nawet, że albinosi nie umierają, tylko znikają po śmierci.
„»Zeru, zeru«, czyli duch-duch, słyszę nieraz za sobą na ulicy”,
relacjonuje Samuel Mluge, sekretarz generalny Tanzańskiego
Stowarzyszenia Albinosów. Wychodzenie z domu po zmroku tylko podsyca tę
wiarę.
Czasami więc noworodki zabija się od razu po porodzie. Jeśli jednak
matka chce wziąć na siebie ciężar wychowania takiego dziecka, musi się
liczyć z tym, że zostanie opuszczona przez rodzinę. Jak Ashura, która
mieszka sama z córką albinoską Aminą w jednej z wiosek pod
Kilimandżaro, bo mąż i dwoje starszych dzieci uciekło, by uniknąć
prześladowań. 49-letni dziś Mluge pamięta, że kiedy był mały, rówieśnicy
w szkole zawsze mu dokuczali. Szczypali, kpili, rzucali w niego –
„białasa” – kredą. „Potem musiałem chronić włosy, między innymi przed
rybakami, którzy uważali, że wplątanie kępki zarostu albinosa w sieci
zapewni im obfite połowy. Jeszcze gorzej było w trakcie wyborów
parlamentarnych, gdy kandydaci na parlamentarzystów zaczynali polować na
amulety szczęścia, włosy lub paznokcie osób dotkniętych bielactwem”,
wspomina Mluge. W najgorszej sytuacji były jednak kobiety. Wciąż je
gwałcono, ponieważ krążyła pogłoska, że seks z albinoską skutecznie
leczy z HIV.
W strefie śmierci
Mimo to, zdaniem Samuela, tak strasznie jak teraz nie było nigdy.
Profesor Simeon Mesaka z uniwersytetu w Dar es Salaam: „Przez długi czas
odmienność sprawiała, że obawiano się magicznej mocy ludzi z
bielactwem. Strach gwarantował im spokój i nietykalność. Ale kilka lat
temu magiczną moc zaczęto przypisywać nie tyle albinosom, ile częściom
ich ciała”. Szamani wmówili ludziom, że albinosi to złe duchy, które
wcielają się w ludzi i powodują różne nieszczęścia. Ale tylko za życia.
Po śmierci tracą moc. Przejmuje ją ten, kto wchodzi w posiadanie części
ciała albinosa. „A ludzie tutaj bardziej wierzą w szamanów niż w Boga,
bo Boga nie widać”, mówi Vicky Ntetema, miejscowa reporterka stacji BBC.
Vicky postanowiła nawet zrobić reportaż na ten temat. Udając klientkę
zainteresowaną kupnem części ciała albinosów, w ciągu jednego dnia
dostała kilkanaście ofert. I niemal doszłoby do transakcji, gdyby nie
policjant, który ją rozpoznał w kolejce u szamana i zadenuncjował.
Musiała uciekać. Potem grożono jej śmiercią.
Najgorsza sytuacja panuje w tak zwanej strefie śmierci – regionach
Mwanza, Shinyanga i Mara, leżących wokół Jeziora Wiktorii w Tanzanii. W
jednym z najbiedniejszych regionów Afryki, gdzie ludzie trudnią się
rolnictwem, górnictwem i rybołówstwem, szamani namawiają, by kupowali
amulety, eliksiry lub maści z ciał albinosów, które zapewnią pomyślność
przy wydobyciu czy połowie. Wmawiają też, że albinos – jako duch – nie
cierpi. Można więc go porąbać żywcem.
Oblicza się, że od 2007 roku w samej Tanzanii, gdzie według danych
Tanzańskiego Stowarzyszenia Albinosów może żyć nawet 173 tysiące ludzi
dotkniętych bielactwem, zginęły 53 osoby. Ale to tylko oficjalne dane,
które nie obejmują tajemniczych zniknięć, w które uwikłani są bliscy
ofiar. Tacy jak nauczyciel z wioski pod Aruszą, który zabił własnego
syna i opowiadał, że dziecko zaginęło. Przyznał się do zbrodni dopiero
wówczas, gdy znaleziono okaleczony tors ofiary. Mordują także sąsiedzi
skuszeni zyskiem.
Najcenniejsze są stopy albinosa
Według szamanów każda część ciała albinosa ma jakąś wartość. Dlatego
nawet po makabrycznej śmierci szczątki zamordowanego muszą być chowane w
tajemnicy. Zwykle grób zalewa się betonem, by zabezpieczyć go przed
dewastacją. Szczególnie pożądane są włosy, języki, genitalia, oczy,
skóra, krew i kości. Największą moc mają ponoć kończyny. „Chcemy twoich
nóg”, krzyczeli napastnicy, którzy, udając policjantów, weszli do domu
50-letniego Nyerere Rutahiro. Zgodnie z czarną magią odcięte stopy
zapewniają bogactwo. Posiadacz penisa albinosa może liczyć na jurność.
Maści i eliksiry działają wszechstronnie, zależnie od potrzeb i
zamówień. Cenne są też zmielona skóra i krew, które pomagają szukać
złota w kopalniach. Wystarczy je tylko rozlać lub rozsypać w miejscu
poszukiwań. Im młodsza i bielsza skóra, tym lepiej, bo posiada
największą moc. Rybacy wplątują w sieci nie tylko włosy, lecz także całe
ludzkie głowy, by zapewnić sobie obfity połów. Pytani wprost, czy
stosują czary, spuszczają głowy i wbijają wzrok w piasek.
Ale pokusa jest ogromna, nawet za cenę morderstwa. Średnia cena jednej
części ciała to dwa tysiące dolarów. Za głowę trzeba zapłacić o tysiąc
więcej. Z danych agencji Assiociated Press wynika, że za komplet
kończyn, uszy, genitalia, język i nos można dostać nawet 75 tysięcy
dolarów, bo popyt rośnie. To, czego nie kupią miejscowi, trafia do
sąsiedniego Burundi lub Konga, a nawet dalej.
Tam, gdzie oczy poniosą
Na nic więc zdają się działania rządu. Potępienie aktów przemocy
wygłaszane to przez prezydenta Jakayi Kikwete, to przez panią Al-Shaymaa
Kwegyir – rzeczniczkę praw albinosów, która zasiada w tanzańskim
parlamencie, nie odniosło skutku. Nie pomagają nawet aresztowania
szamanów, pośredników, klientów, skazywanie na śmierć sprawców. We
wrześniu ubiegłego roku stracono trzech mężczyzn, którzy 13-letniemu
chłopcu odrąbali ręce, nogi i głowę. Mimo to liczba zabójstw albinosów
wciąż rośnie. Yusuph Malogo, sąsiad Jeme, wszędzie nosi ze sobą gwizdek.
Ale cóż to za zabezpieczenie w razie napaści? Jeśli nawet ofiara
przeżyje, najbliższy szpital jest dziesiątki kilometrów dalej. Jedną z
niewielu osób, które przeżyły napad, jest 28-letnia Mariamu Stanford.
Była w zaawansowanej ciąży, więc oprawcy odcięli jej „tylko” ręce. Mimo
szoku znalazła siłę, by dojść do szpitala, gdzie zatamowano krwotok.
Jedynym ratunkiem dla albinosów jest ucieczka do miast, gdzie jest
trochę bezpieczniej. Albo ciągła zmiana miejsca zamieszkania. Dwa
tygodnie temu Samuel Mluge, który z całą swoją rodziną mieszka w
stolicy, obudził się w nocy. Pod jego dom podjechał samochód. Wysiadło z
niego kilku mężczyzn. Przyjrzeli się bacznie ogrodzeniu, bramie i
odjechali. Ale Samuel wie, że wrócą. Po niego, jego żonę i dzieci. „Boję
się. Wiedzą, że tu jesteśmy. Cała moja rodzina jest wyjątkowo łakomym
kąskiem”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz